sobota, 4 października 2008

Home, sweet home..

Powrót do domu urasta do rangi wydarzenia co jest faktem tyleż niepokojącym co i bolącym. Bo jak to tak? Ano właśnie niestety tak a nie inaczej. I tak sentymentalnie się robi, aż ironizować się odechciewa... Ale żeby nie było tak do końca smutno. Są przecież i pozytywy. Jestem w domu, mój pokój choć widocznie uboższy nadal jest moim pokojem, a łóżko nic się nie zmieniło i nadal tam jest najlepiej. I można wrócić do ulubionych domowych czynności, udać, że choć przez moment jest tak jak było jeszcze tak niedawno przecież. Do poniedziałku, znów nie lubię poniedziałków a kiedyś czekałem tylko na ten dzień...

1 komentarz:

Anonimowy pisze...

Hmmmmm... opis sobie zapożyczyłeś :)
ale ja ci pozwalam :P
a co do poniedziałkow no to coz, kiedys wszystkie dni beda piekne:P