czwartek, 30 października 2008

Wybory

Moja szorstka przyjaźń z ekonomią nie jest całkowicie bezowocna. Mianowicie tonąc ostatnio między jednym a drugim wzorem w morzu wykresów dostrzegłem na horyzoncie coś ludzkiego. Skoncentrowałem się i nastawiłem na odbiór bo druga taka okazja mogła się przecież prędko nie powtórzyć. Całość tematu obracała się wokół klienta a dokładniej mówiąc racjonalności jego postępowania. Hasło „racjonalny” zachęciło mnie silną konotacją z szeroko pojętym humanizmem więc tym łatwiej przyszło mi zapamiętanie pewnych faktów, które przedstawiam poniżej z akademicką dokładnością.

Racjonalny klient dokonując wyboru:

a) Wie czego chce

b) Hierarchizuje swe potrzeby

Usłyszawszy to me osobiste pytania uzyskały odpowiedzi i wszystko stało się jasne. Już wiedziałem jakim kluczem zdecydowanie nie kierujemy się przy wyborach. Mimo to ciągle było mi mało, pęd ku wiedzy wygrał i ambitnie postawiłem sobie poprzeczkę wyżej zadając pytanie: skoro nie takim kluczem to jakim? Zmusiłem się do wysiłku intelektualnego, co zawsze w moim przypadku jest bolesne, i stwierdziłem, że jeśli ten klucz nie pasuje to może zupełnie przeciwny? Pomyślałem chwilę o wyborach zarówno parlamentarnych jak i prezydenckich i przyznałem sam sobie racje. Ale może jak to mówił Szekspir w tym szaleństwie jest metoda?

poniedziałek, 27 października 2008

Iluminacja

Oczywiście, że niełatwo żyje się łatwo. Bo też ciągle ktoś, szczególnie życzliwy, kładzie pod nogi nam kłody. Poza czynnikiem, jakże ludzkim w swej osobie, jest jeszcze jedno utrudnienie, bardziej prozaiczne. Otóż droga zazwyczaj jest dziurawa i zdradliwa a pogoda częstokroć tragiczna. Niełatwo więc iść łatwo, cóż więc mówić o życiu? Wysuwając te wnioski byłbym bliski załamania, gdyby nie pewien ratujący wszystko szczegół: w drogę można zabrać kogoś kto pomoże. I odtąd stała się jasność a życie łatwiejsze. Oby ten, kto to iluminował oświecił i was.

piątek, 24 października 2008

We, the people

20 lat temu wywalczyliśmy wolność. Pierwszy raz od przeszło 300 lat nasz kraj stał się faktycznie niepodległy. Ten wielki sukces był ogromnym kapitałem na przyszłe lata, który rozmieniliśmy na drobne. Pod koniec lat 80 My, naród staliśmy się rodzicami pięknego dziecka o imieniu Demokracja. Okazaliśmy się być jednak złymi, nieprzygotowanymi i nieodpowiedzialnymi rodzicami, którzy w skutek wielu zaniedbań zmarnowali ogromną szansę. Szansę na lepsze jutro jakkolwiek banalnie to nie zabrzmi.

Jan Zamoyski pod koniec XVI wieku pisał: „Takie będą Rzeczypospolite, jakie ich młodzieży chowanie”. Tak, a nie inaczej wychowaliśmy swoje dziecko i bierzmy za to odpowiedzialność. Obraz dzisiejszej Polski jest w gruncie rzeczy odzwierciedleniem nas samych, naszych przywar i cnót. Zaznaczam raz jeszcze – nas samych a nie tych innych, tych na tzw. górze, którzy wydawać by się mogło rządzą naszym losem. Te 300 lat skutecznie odmieniło nasz system wartości i sposób postrzegania władzy. Przez cały ten okres byliśmy pionkami w grze, sterowanymi czasem lepiej, czasem gorzej, ale to bez znaczenia. Oduczono nas myślenia i twórczej współpracy. Żyliśmy w przekonaniu, że od nas nic nie zależy, ograniczyliśmy się do podporządkowania jedynej słusznej partii i kopania własnej rzepki. Na tym wyjałowionym z wszelkich cnót obywatelskich gruncie cudem rozkwitło ziarnko nadziei w postaci Solidarności.

I miało się wszystko zmienić na lepsze. Bo już mieliśmy być „my” a „oni” tym razem zejść mieli to podziemi. Mieliśmy być razem a nie oddzielnie. Nikt tego nie powiedział chyba piękniej jak Jan Paweł II: „Jeden i drugi, a skoro brzemię, to brzemię niesione razem, we wspólnocie. A więc nigdy: jeden przeciw drugiemu. Jedni przeciw drugim. I nigdy 'brzemię' dźwigane przez człowieka samotnie”. Marzenia swoje a rzeczywistość swoje. Nasze dziecko już pełnoletnie a wciąż tak nieukształtowane, stojące jakby na rozdrożu, zastanawiające się jaką drogą pójść, czekające na rady i wsparcie rodziców, którzy sami milczą i nie wiedzą co począć.

Taki jest smutny dorobek tych 20 lat podczas których zmienił się ustrój Polski, ale nie mentalność większości Polaków. Bądźmy jednak uczciwi i spójrzmy na ten czas z innej perspektywy.

Nie tak dawno jeszcze żyliśmy w państwie podległym o aspiracjach komunistycznych. Dziś jesteśmy państwem liczącym się w Europie, wchodzącym w struktury UE i NATO, państwem o szybkim wzroście gospodarczym i niezagrożonej niepodległości. Państwem demokratycznym, którego waluta stała się wymienna na światowym rynku. Mamy wreszcie tak oczywistą dziś dla nas już wolność przemieszczania, wolność słowa, pluralizm polityczny. Wszystko to w zaledwie 20 lat bez użycia siły i szafowania bronią. Uczyniliśmy ogromny krok naprzód. Najważniejsze, strategiczne cele, które wydawały się poza naszym zasięgiem zostały osiągnięte. Jest to powód do wielkiej dumy, ale też i wielkie zobowiązanie by nie zaprzepaścić tak sprzyjającej sytuacji. Wszystkie karty po naszej stronie a do zgarnięcia cała pula. Potrzeba nam wytrwałości, cierpliwości i społeczeństwa obywatelskiego, które stałoby się nawozem przyszłego sukcesu.

Nie sposób wymienić wszystkie błędy i zaniechania jakie uczyniono w III RP, tym bardziej nie sposób zapomnieć jak one są bolesne i namacalne w życiu codziennym. Nie sposób jednak również wymienić wszystkie nasze sukcesy, które wspólnie osiągnęliśmy. My, naród, wspólnie, nie jacyś politycy za nas a w naszym imieniu i dzięki nam. Spoglądajmy więc w przeszłość z dumą a w przyszłość z nadzieją. Bo dzięki tej nadziei połączonej z wytrwałością i własną pracą, pracą na najniższych szczeblach organizacyjnych, pracą z sąsiadami na osiedlach, pracą z nauczycielami w szkołach, pracą częstokroć bezinteresowną i kosztowną osiągniemy jeszcze większy sukces. Naszemu dziecku można jeszcze pomóc. Czego i sobie i państwu życzę. A raczej inaczej, czego nam życzę drogi narodzie.

piątek, 17 października 2008

Herkules i koledzy

Herakles a mówiąc, notabene dużo bliższym memu sercu, językiem popkultury Herkules zmuszony był podjęcia się 10 nadludzkich prac z których ostatecznie zrobiło się 12. Jego sąsiad z kart mitologii – Syzyf nie miał łatwiejszego życia i musiał powalczyć z głazem i górą. A była to praca niemniej nadludzka niż ta Herkulesa. Nawiasem mówiąc, czy nie uważacie, że Syzyf był pionierem spaceru farmera? Tylko, że on nie podobał, a Pudzian sobie radzi…

Ja idąc śladem wyżej wymienionych kolegów zostałem studentem kierunku stricte ekonomicznego. Ekonomia jest mi prawdopodobnie tak samo bliska jak głuchemu radio co stawia mnie w aż nadto kłopotliwej sytuacji. Tym samym wpisałem się w poczet tych wszystkich wielkich osobowości o których legendy krążą do dziś. Ciekawe jaka będzie moja legenda…

niedziela, 12 października 2008

Epikur

Wychodząc na przeciw oczekiwaniom narodu, a przynajmniej jego części, postanowiłem się ugiąć. Czyli spojrzeć na świat też i od tej drugiej strony. Pewnie część z was zaskoczę, ale uwierzcie mi na słowo - i taka strona jest.

Jestem fanem pana Epikura. Tak samo jak jestem fanem piosenkarza Bona i piłkarza Zizu. Bono śpiewa doskonale, ja nie śpiewam nawet źle. Ja po prostu wcale nie śpiewam. Nie przeszkadza mi to jednak jakkolwiek w odbiorze jego twórczości. Talent piłkarski Zizu jest mi również niestety obcy. Sytuacja z panem Epikurem jest bliźniaczo podobna. Imponuje mi jego myśl, tym bardziej, że jak mało kiedy się to już zdarza przeżyła ona swego twórcę. Szacunek, kłaniam się naprawdę nisko. Imponuje nie znaczy jednak naśladuję bo gdzie mi tam do niego. Choć aspirację mam.

Dziecko Epikura nazwane pieszczotliwie Epikureizmem wydaję się być kluczem do poznania jasnej strony świata. Cóż za wspaniały przewodnik po świecie zostawił nam w spadku ten Grek. Jaśniej? Dobrze, już śpieszę.

Jak powiada nasz główny dzisiejszy bohater świat pełen jest przyjemności. Trzeba je tylko dostrzec i po nie sięgnąć. A pierwszym etapem tej drogi jest po prostu sama chęć przyjemności. Tak więc narodzie chciejmy a będzie nam dane. Idźmy dalej tym starożytnym tropem. Natrafimy na tajemnicze słowo "szczęście", które mimo iż mijamy tak często, tak rzadko zamieniamy z nim słowo. Historia uczy, że rozmowa nie gryzie i warto pogadać. Dla szczęscia naszego i świata...

Dodając, mnożac, potęgując i generalnie reasumując wszystko powyższe wypada stwierdzić iż świat jest piękny, a przynajmniej jego jasna stronę. Tą też polecam odwiedzać. A wybór, którą zwiedzimy należy głownie do nas drogi narodzie.

piątek, 10 października 2008

Ku pokrzepieniu serc

Nie od dziś wiadomo, że najłatwiejszym sposobem polepszenia sobie nastroju jest posłuchania, że inni mają gorzej. Tym lepiej dla nas, gdy mają gorzej naprawdę. Z co najmniej dwóch powodów jest tak a nie inaczej. Pierwszy jest taki, że pozostajemy w zgodzie z prawdą co pozwala nam spojrzeć na samych siebie jakoś przychylniej. Drugi jest taki, że nie musimy czuć się podle żerując na cudzej krzywdzie. Bo zgodnie z powiedzeniem jakoby nadzieja umierała ostatnia zawsze jest nadzieja, granicząca z pewnością, że ten na którym żerujemy stanie się żerującym. I niech ktoś powie, że świat ten nie jest urządzony mądrze... Prócz mnie, oczywiście.

sobota, 4 października 2008

Home, sweet home..

Powrót do domu urasta do rangi wydarzenia co jest faktem tyleż niepokojącym co i bolącym. Bo jak to tak? Ano właśnie niestety tak a nie inaczej. I tak sentymentalnie się robi, aż ironizować się odechciewa... Ale żeby nie było tak do końca smutno. Są przecież i pozytywy. Jestem w domu, mój pokój choć widocznie uboższy nadal jest moim pokojem, a łóżko nic się nie zmieniło i nadal tam jest najlepiej. I można wrócić do ulubionych domowych czynności, udać, że choć przez moment jest tak jak było jeszcze tak niedawno przecież. Do poniedziałku, znów nie lubię poniedziałków a kiedyś czekałem tylko na ten dzień...

środa, 1 października 2008

Deszcz gubi ten kraj

Drugi dzień w tym mieście. W Gdańsku konkretnie, jeśli mam być dosłowny. Jestem chyba niechcianym gościem, to miejsce na samym już początku próbowało przegonić mnie deszczem i wiatrem. Jesień nadeszła jak zawsze prędko i niespodziewanie, zaskakując nie tylko kierowców. Proza życia. Zawęziłem przestrzeń życiowa do dwóch, no może trzech przystanków kolejki. Przymorze, Oliwa, Sopot. Pierwsza rada dla tubylców: uważaj na światła, pojawiają się niespodziewanie, zmieniają zawsze w złym momencie. Druga rada: nie bój się pytać o drogę a zaoszczędzisz trochę czasu i nerwów. Czas spać, znów pada.

To pisałem ja, Kamil. Już w Gdańsku

PS. Miło czasem spotkać znane twarze na nieznanych chodnikach.