wtorek, 21 kwietnia 2009

Historia pewnej miłości - ciąg dalszy dalszy

Kliknij, by przeczytać drugą część

Część trzecia:

Wsiadamy do taksówki. Na tylne siedzenie. Kierowca pyta gdzie jechać, odruchowo podaje ulicę, która jeszcze przed paroma godzinami była moją przystanią. Chcę się od razu poprawić, ale nie pamiętam adresu łóżka, z którego muszę tej nocy skorzystać. Kierowca wie co ma robić i pyta Pani o cel podróży. Pani odpowiada i wszystko gra. Jedziemy na drugi koniec miasta, jedziemy nie wiadomo gdzie, ale wiadomo po co. Gadamy w sumie niewiele. Zajmują nas inne rzeczy, o których pisać nie mam zamiaru, bo to sprawy nie literackie. Wszystko jest dla mnie nowe, choć to wszystko już miałem. Miasto nocą jest puste, jedzie się szybko, ale trwa to długo za długo. To wina sporej odległości. Dojeżdżamy do pewnego miejsca, które, jak teraz myślę, okazało się być punktem krytycznym trasy. Stoimy na światłach, przez szybę auta widzę jej blok, spoglądam w jej okno. Kurwa, co za pech – pamiętam dokładnie, taka była pierwsza myśl tego momentu. Chwila zastanowienia i druga myśl: Zawsze się musi coś spierdolić, jakby do tej pory za mało się spierdoliło. Miasto tysiąca bloków, a ja dojechałem właśnie przed ten jedyny, o istnieniu którego chciałem zapomnieć. Back to the past, Welcome, to the real world. Fuck. Mam silną wolę i ona ze mną wygrywa. Wysiadam. Na odchodne rzucam: Sorry, że tak wyszło jakoś chujowo. Mam pilną sprawę na mieście.

Na czerwonym przecinam pasy. Kompas ustawiam na znajomy mi blok. Pierwszy raz w życiu gimnastykuję się tak, w trosce o kobietę. Wniosek: zależy mi. Do czego to doszło. Widać coś w niej takiego musiało być, albo po prostu przyzwyczaiłem się do poprzedniego stanu rzeczy i było mi w nim dobrze. Żal mi samego siebie. W każdym razie jest noc. Lampy oświetlają chodniki i drzwi wejściowe, co w moim stanie jest nie lada pomocą. Po drodze myślę o niej. Przypomina mi się kawałek tilaviku: „Ona dobrze wie, jak mnie załatwić, żebym nie mógł wstać. Ona dzisiaj jest nieznośna przez cały dzień. Uwielbiam ją i wiem, że wrócę znów na kolanach, skąd ja to wiem. Moja śliczna jest jak koka z dobrych miejsc.” Coś w tej kapeli jest, że przez całe życie ich przekaz zgadzał się z moim życiorysem. Widać nadajemy na tych samych falach z Zygmuntem. Docieram na miejsce, tak się składa, że pamiętam kod do drzwi i nie muszę dzwonić przez domofon. Chwilę później stoję przed jej drzwiami. Tym razem rozegramy to po mojemu.

2 komentarze:

Camel pisze...

hm, sprawnie literacko napisane. czekam na część czwartą.
a tak w ogóle: http://krockus.blogspot.com

pozdrawiam!

Anonimowy pisze...

Bez sarkazmu (choć to w moim stylu :P) cóż za niepokój wywołałeś u czytelnika, trzymałeś nas w napięciu– też z niecierpliwością czekałam na część czwartą :) W sumie, drogi Kamilu, niby wiadomo czego się można w Twoich tekstach spodziewać, ale mimo wszystko za każdym razem zaskakujesz. Pozdrawiam.