środa, 5 listopada 2008

Prawdziwe zmyślenie

Mój, głęboko zakorzeniony, romantyzm zwiódł mnie ostatnio, uprowadził i ostatecznie doprowadził ku rozmyślaniu o sztuce nie byle jakiej bo wysokiej, a ogólniej rzecz ujmując o kulturze.

Mój, równie głęboko zakorzeniony, patriotyzm zwodził mnie w tym samym czasie ku rozmyślaniu o ojczyźnie, czyli jak zawsze o polityce.

Wybór między romantyzmem a patriotyzmem byłby wyborem nie tyle kłopotliwym co wręcz niemożliwym, tym bardziej byłem więc szczęśliwy dochodząc do wniosku, że przecież te rzeczy niekoniecznie muszą się wykluczać. Teoria ma potrzebowała jednak dowodów i przyznam szczerze, że z minuty na minutę coraz bardziej wątpiłem w jej słuszność.

Potrzebny mi materiał dowodowy w postaci wspólnego mianownika zdawał się coraz bardziej oddalać i oddalać. Zagłębiając się w temat nijak nie mogłem połączyć kultury z polityką. Dałbym sobie z tym wszystkim powoli spokój, gdyby nie oświecenie, które jak w tanich filmach kryminalnych, przyszło dosłownie w ostatniej chwili.

Niczym Sherlock Holmes (bez wątpienia w najlepszej fazie jego kariery) połączyłem fakty i wszystko się zazębiło. Uratowało mnie „prawdziwie zmyślenie” – pojęcie uknute ponad 30 lat temu, przez tak zwanych kaskaderów literatury. Gdzie związek z polityką?

Już wyjaśniam, pierwszy przykład z brzegu. Były Pierwszy, Aleksander Kwaśniewski i jego wyższe wykształcenie, którego nigdy tak naprawdę nie było i jak ośmielam się przypuszczać nigdy już nie będzie. Marek Hłasko byłby z niego dumny - lepszego prawdziwego zmyślenia sam by nie wymyślił. Mało? Zbyt prowincjonalnie?

Dobrze, czas na Stany Zjednoczone. Kolejny były Pierwszy, Bill Clinton znany z tego, że palił jointa, ale się nie zaciągał. Tutaj przy okazji mamy przykład wpływu dzieł Janusza Głowackiego na elity polityczne USA. Pan Janusz już 20 lat temu nakreślił obraz przykładowego męża – owszem spał z inną kobietą, ale nie szczytował.

Wróćmy jednak do Polski. Donald Tusk w nagłym przypływie szczerości wyznał iż Bill Clinton mu imponuje i na znak solidarności też zapalił jointa, niestety zaciągając się przy tym, ale niechcący i przez pomyłkę. Poza tym to i tak było dawno i się nie liczy.

Teoria ma zyskała dowody a dusza ukojenie. I tym optymistycznym akcentem skończę na dziś.

PS. Ten optymizm, w tym kontekście, to też prawdziwe zmyślenie. Ale ja na szczęście nie jestem politykiem.

Brak komentarzy: