czwartek, 2 lipca 2009

Cudze chwalimy, swego nie znamy

Panuje niesłuszne przekonanie, jakoby polski przemysł muzyczny był wyjałowiony z talentów. Owszem, muzykę kochamy, ale raczej tą zagraniczną, by nie powiedzieć wprost – zachodnią. Rozkochujemy się w anglojęzycznych gwiazdach, przypisując im wręcz boski status. A nasi rodowici artyści? Wpływowi dziennikarze drwią z rodzimego przemysłu fonograficznego. Że niby u nas to zaścianek, wioska i trzeci świat. Mniej wpływowi dworują nieco bardziej subtelnie, ale nadal znacząco, sugerując brak polotu i oryginalności.

Takie przedstawienie rzeczywistości jest nie tylko krzywdzące, ale nie bójmy się tego słowa – niesprawiedliwe. Jak długo mamy jeszcze brnąć w to kłamstwo? Ilu genialnych muzyków skażemy jeszcze na banicje z powodu polskości? Ile karier jeszcze przekreślimy? Boję się odpowiedzi na te pytania. Najwyższy czas, choć to niepopularne i wbrew tzw. środowisku, skończyć z samobiczowaniem. Weźmy na warsztat trzy najpopularniejsze polskie zespoły i zweryfikujmy, czy są one powodem do wstydu – jak twierdzą znawcy branży, czy może raczej do dumy.

Po pierwsze zespół Feel. Kapela z poważnym dorobkiem w postaci dwóch płyt. Już przy pierwszym przesłuchaniu jakiejkolwiek piosenki zespołu, nie sposób nie docenić kunsztu wokalnego. Oryginalna barwa połączona z niebanalnymi liniami melodycznymi przywołuje na myśl zespół Pearl Jam. Ale już po chwili wyjaśnia się, że nie jest to bezmyślne nawiązanie, do twórczości tego amerykańskiego zespołu, a raczej twórcze rozwinięcie. Którego zresztą chłopcy z Seattle prawdopodobnie nigdy nie doświadczą. Gitarowe brzmienie, mocny rock’n’rollowy zaśpiew oraz mądry, momentami poetycki tekst, z którym identyfikować mogą się całe pokolenia Polaków to niezaprzeczalne atuty. Mimo zaledwie 4 lat działalności dziecko Piotra Kupichy zaskakuje dojrzałością muzyczną. Łącząc te wszystkie zalety nasuwa się prosty wniosek, że mamy do czynienia z ewenementem na skale światową.

Po drugie Dorota Rabczewska, pseudonim Doda. Nie jest to kolejna pusta, głupia gwiazdeczka muzyki pop jakich pełno dookoła. Doda jest artystką, która onieśmiela nie tylko pięknem, ale również inteligencją i oczytaniem. Jej wzorem z dzieciństwa była Madonna. Po latach ciężkiej pracy zdaje się, że uczeń przerósł mistrza. Rozliczać tą piosenkarkę należy nie tyle z płyt co z koncertów. To scena jest miejscem rozbłysku jej talentu. To tam porywa tłumy, pociąga urokiem i przygniata osobowością. W przeciwieństwie do Madonny, show Dody nie jest pustym spektaklem bazującym na najniższych instynktach i tanich prowokacjach. Pani Rabczewska kieruje swoją twórczość do osób o większym poczuciu estetyki. Oferuje im każdorazowo głęboko umoralniającą opowieść o miłości, której każdy z nas przecież pragnie. Jest w tym wszystkich jakaś magia i poczucie obcowania z nieprzeciętnością, nie doświadczalną nigdzie indziej. Konia z rzędem temu, kto znajdzie artystę tego kalibru w kraju za wielką wodą.

Po trzecie i ostatnie, zespół Boys. Mimo wielu wyróżnień na festiwalach stale pogardzany przez krytyków. Tym większy szacunek należy się Chłopcom za to, że mimo nieustannej nagonki nagrywają nieprzerwanie od lat świetne albumy. Korzystanie z dobrodziejstw instrumentów klawiszowych stawia ich w jednym szeregu z zespołem Deep Purple. To porównanie daje dowód ich umiejętności muzycznych, ale nie odzwierciedla do końca gatunku muzycznego, który uprawiają. Jeśli chcielibyśmy doszukiwać się jakichkolwiek podobieństw do zespołów zagranicznych, to wypadałoby raczej pomyśleć o klasykach pokroju Take That lub 5ive. Boys to boysband mający wielu konkurentów w Polsce, ale poza granicami naszego kraju jawi się obecnie jako jedyny w swoim rodzaju.

Bezinteresowna, wrodzona polska zawiść jest prawdopodobną przyczyną pogardzania tymi muzykami przez krytyków. By nie zanudzać napomknąłem szerzej jedynie o trzech najważniejszych zespołach ostatnich lat. Należy jednak pamiętać, że za nimi stoi grupa równie uzdolnionych - m.in. Beata Kozidrak, Gosia Andrzejewicz -, która napotyka podobnie silny opór ze strony niekompetentnych żurnalistów. Z umiłowania do prawdy czułem się w obowiązku stanąć dziś w obronie niedocenionych. Gloria victis, jak to pisała koleżanka Orzeszkowa. Cudze chwalimy, swego nie znamy.

3 komentarze:

Marlena pisze...

ja widzę że Ty z tym "feel'em" to nie żartowałeś... oj chciałabym to usłyszeć "feel-jest już ciemno" w wykonaniu Kazika... zapewne było by ciekawie... a odnośnie wpisu... no to przykro mi ale feel'a nie powinien być na pierwszym miejscu ;p jednak są za bardzo przereklamowani no ale w 3 zapewne by się zmieścili...;)

Anonimowy pisze...

Ja mam tylko nadzieję, (nie- właściwie jestem pewna) że żartowałeś z tym feel'em :)

Anonimowy pisze...

ja jednak bardziej martwiłabym się o powagę związaną z Dorota Rabczewską :)