wtorek, 30 czerwca 2009

Mitomania

W psychologii występuje takie pojęcie jak mitomania. Mówiąc ogólnie, jest to skłonność do fantazjowania, która w końcowej fazie przybiera miano choroby. Jak każda dolegliwości tak i ta ma wiele odmian. Jedna z nich polega na tym, że osoby dotknięte mitomanią wyrzekają się własnej osobowości na rzecz cudzej. Efektem czego możliwe jest zatracenie racjonalnej oceny rzeczywistości oraz samo ubezwłasnowolnienie. Brzmi groźnie.

Lekarzem nie jestem, ale tym razem specjalisty nie trzeba, by stwierdzić, że ta przypadłość dopada coraz mocniej polską - za przeproszeniem – władzę. Nie choroba wściekłych krów, świńska grypa, czy inne tego typu okropności, a właśnie mitomania zdaje się nam wszystkim zagrażać teraz najbardziej.

Wirus tego ustrojstwa wdarł się w najważniejsze organy państwowe. Prezydent i Premier - u nich nie od dziś widoczne są złowrogie objawy. Pozornie można by stwierdzić, że nic złego się nie dzieje. Polityków nie lubimy - niech sobie chorują, niech mają za swoje. Tutaj, bez wątpienia szczere emocje, powinny uznać jednak wyższość powiedzeń ludowych. Ryba psuje się od głowy, uczy życie codzienne. A to brzmi już groźnie, bo zapowiada, że jeśli tej głowy nie wymienimy na tzw. lepszy model lub chociażby nie wyleczymy, to niedługo wszyscy zwariujemy.

Skoro sprawa tak poważna to czas najwyższy skończyć z ogólnikami i rozpocząć poważną diagnozę. Przyjrzyjmy się głowie z bliska. Przed tym jedno wyjaśnienie. Od dawna toczy się spór Prezydenta z Premierem, o to który z nich jest faktycznie pierwszym (czyt. ważniejszym). Nie chciałbym w tym konflikcie brać udziału. Toteż w mej analizie, pierwszy zawdzięcza swe miejsce jedynie Konstytucji RP. Wszelkie ewentualne skargi i zażalenia co do tego proszę kierować pod tamten adres. W ramach pocieszenia, pokrzywdzonego odsyłam do Pisma Świętego – jest tam taki fragmencik o pierwszych i ostatnich – może pomóc. Ale dość już o tym, czas na rzeczowe podejście do sprawy.

Prezydent. Zagrzały wielbiciel Marszałka Józefa Piłsudskiego. Przyłapywany na wielokrotnym cytowaniu i odwoływaniu się do właściciela Kasztanki. Warto tutaj zaznaczyć, że Prezydent prawdopodobnie stał się szczęśliwym współwłaścicielem atrapy tej klaczy. Jest nią znany wszystkim Polakom kot. Złośnicy dopowiadają, że to imitacja na miarę możliwości Prezydenta. Osobiście uważam, że twierdzą tak cynicy i zazdrośnicy – a od nich chciałbym trzymać się zdecydowanie jak najdalej. Mówmy o faktach. Pojawiają się publicznie coraz częstsze porównania Prezydenta z Piłsudskim. Konstytucyjnie Pierwszy z lekkim uśmiechem, acz oficjalnie, odcina się od wszelkich tego typu sugestii. Czuję się On jeszcze niegodnym?, czy po prostu kokietuje naród, łechcąc przy tym swoje ego? Odpowiedź na to pytanie pozostaje tajemnicą. Ewentualny rozwój mitomani może jednak wszystko zdradzić.

Premier. Sytuacja nieco bardziej skomplikowana. Brak jednoznacznego wzorca, którego osobowość chciałby w całości przejąć. Mamy tu raczej do czynienia z pragnieniem przyswojenia wybranych cech, od co najmniej dwóch celebrytów. Po pierwsze Pele – brazylijski napastnik. Szybkość i drybling jest tym, co cechowało tego piłkarza przed laty. Premier, z racji umiłowania do tej samej pozycji na boisku, zdaje się mocno pracować nad tym, by jak najszybciej dorównać wzorcowi. Koszt opuszczonych obrad sejmowych nie gra tu roli, co dowodzi jedynie ogromnej determinacji. Po drugie Bil Clinton. Mr. President USA posiadał z kolei niespotykaną umiejętność palenia bez zaciągania. Wyjawione fakty z życia Premiera upoważniają do stwierdzenia, że próbował On nieraz powtórzyć wyczyn starszego kolegi zza wielkiej wody. Tutaj jednak efekty, jak przyznaje sam Prezes Rady Ministrów, były gorsze, by nie powiedzieć marne. Ale bez obaw – jest jeszcze czas na naukę.

Podejmując się diagnozy łącznej należy zestawić oba te przypadki. Jeśli przyjąć, że mózg ryby na wzór mózgu człowieka ma dwie półkule, to robi się nieciekawie. Oznaczałoby to wszak, że półkula Prezydenta nijak nie jest kompatybilna z półkulą Premiera. Wniosek ten nie pozostawia złudzeń – mózg Polski nie pracuje właściwie. Bo trudno skomponować w logiczną całość Marszałka Piłsudskiego, napastnika Pele i prezydenta Clintona. Zgranie mogłoby nastąpić dopiero wówczas, gdy Premier zacząłby, owszem mitomanić, ale w stronę np. Kasztanki. Ewentualnie pomóc mogłaby też zmiana idola Prezydenta z Piłsudskiego na Ronaldo. Są to jednak marzenia ściętej głowy, a my głowę nadal mamy. Spójrzmy rybie w oczy i przymnijmy do wiadomości: Jest źle, a może być gorzej. Czas podjąć szybko środki zapobiegające i coś wymyślić.

Jam nie godzien udzielać rad przedstawicielom tak zacnych urzędów, ale liczę, że tragizm sytuacji, w jakiej wszyscy się znaleźliśmy, usprawiedliwi mą zuchwałość. Otóż Panie Prezydencie, Panie Premierze, wiem, że mój pomysł będzie wymagać od was wręcz niemożliwych poświęceń. W naszych realiach wręcz nadludzkich. Mimo to ośmielam się go przestawić. Oto on: Może by tak dla odmiany przestać mitomanić w samotności i zamiast tego zacząć (choćby tylko na próbę) współpracować razem? Wiem, że brzmi to nieco szalenie, ale może w tym szaleństwie jest metoda? Tonący brzytwy się chwyta.

Brak komentarzy: