niedziela, 15 czerwca 2008

Duch w narodzie nie ginie.

Duch w narodzie nie ginie. Pamiętam obawy Polaków po śmierci Papieża, wątpliwości co do trwałość naszej wiary, namiętne dyskusje czy aby nie zatracimy ducha po tak ogromnej stracie. Dziś można rzecz z całym przekonaniem: nasze obawy były płonne. Niepotrzebnie żeśmy się lękali.

Wiara Polaków jest bezgraniczna i nieskończona. Św. Tomasz czułby się wśród nas obco, wszak on wiary naszej nie byłby w stanie ni to podzielić, ni to nawet zdzierżyć.

Naobiecywano nam ostatnimi czasy. Nie żeby to było coś nowego – co to, to nie. Po prostu ostatnio jakoś dziwnie się to nasiliło. By nie szukać daleko i niepotrzebnie nie grzęznąć w kartach historii. Leo Beenhakker obiecywał nam 100% przygotowanie polskich piłkarzy do turnieju Euro 2008, straszył przeciwników technologiami w prostej linii zaczerpniętymi z NASA, podgrzewał nastroje bojowe Polaków. I nie mam mu tego wszystkiego za złe. Złym wodzem jest ten, który przed bitwą odbiera a nie daje nadzieje. Duch narodu rozbudził się jednak aż nad to, skutecznie zagłuszył głos rozsądku nakazujący czytanie figury retorycznej. Nasz udział w turnieju dobiega końca a my nadal wierzymy, wierzymy w cud.

A propos cudu, bo to ostatnio modne słowo. Mijają kolejne miesiące rządu jaśnie nam panującego Słońca Peru, boga miłości, Donalda Tuska a naród wybrany ciągle czeka na cuda. Bo przecież miał nastać czas dobrobytu, oto bóg miłości miał spojrzeć na nas łaskawym okiem i uradować swój lud. Rząd wybrany miał palić się do roboty i w trymiga przeistoczyć kraj nad Wisłą w krainę mlekiem i miodem płynącą. Jak się okazało zaszło jakieś nieporozumienie, władza faktycznie pali… pali „donki”. Ale kto by się czepiał szczegółów?

Mimo wszystko wierzymy, jak w piosence „jeszcze będzie przepięknie, jeszcze będzie normalnie”. Historia uczy, że cuda się zdarzają… i niekoniecznie musimy pamiętać, że wtedy, gdy się ich najmniej spodziewamy. Cudownym uczuciem jest wierzyć.

Brak komentarzy: